poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Foty...

Przyszlosc Turcji...
tylko zdjecia. nie ma sily



spowiadalem sie z tego, zjesc na miejscu nie grzech

tak zdobylismy w siedmiu dach WC na parkingu dla TIRow przy grannicy turecko-bulgarskiej



przed noclegiem pod drzwiami zamknietej cerkwi

lektura przed snem



w drodze

ty mi dajesz miejsce do spania...



patrza na mnie swieci



Plovdiv, 35 stopni. ta pani w futrzanych butach i grubym plaszczu dlugo mi sie przygladala...






piątek, 26 sierpnia 2011

Bulgaria

Granicę przekraczam 15 km od dawnej stolicy Turcji Osmanskiej, Edirne (Adriannopol). W starym meczecie, gdzie na scianach można podziwiać dziela najslynniejszych kaligrafow (wielkie inskrypcje z Koranu)panuje atmosfera głębokiej modlitwy. Dla zmęczonych bosych stóp miękki, gruby dywan i chłodne wnętrze są jak balsam. Nade mna na lukowatych i kopulastych sklepieniach niezwykłej urody motywy roślinne i geometryczne. Zgodnie z zaleceniem Koranu nie ma żadnych podobizn zwierząt ani ludzi, ale bogactwo ornamentow zdaje sie dowodzić że obraz jest zawsze ważny w kontemplacji Bozej obecności. Siadam pod ścianą jak wiekszosc tu obecnych i odmawiam caly rozaniec. Nie sądzę żeby było to niestosowne dla ktorejkolwiek że stron. Po spiewach i wezwaniu muezina zaczynają sie modlitwy. Trochę zaskoczony jestem teraz w środku rozmodlonego tłumu, a nie mam już jak sie wycofać. Nie składam poklonow w muzułmańskim rytmie tylko pozostaje kleczac pochylony do przodu, licząc że nikogo tym nie urazam. Jest Ramadan, meczet jest pełen wiernych, mężczyźni z przodu, bliżej siedzacego we wnece imama, kobiety przy wejściu do świątyni.
W meczecie jednak nie potrafię do końca sie odnaleźć. Atmosfera podobną do żydowskiej synagogi. Bóg jest nieuchwytny, ale też bardzo odległy. Brak obecności Boga bliskiego człowiekowi, znajacego jego cierpienia i kruchość, sprawia, że w pięknym gmachu świątyni dominuje chłodna pustka.
Do dziś w każdy piątek imam udziela tutaj specjalnego błogosławieństwa mieczem. To z tej świątyni przez stulecia wyruszaly wojska muzułmańskie na podbój Balkanow i Europy.

Na granicy spotykam dwóch młodych Polakow wracających autostopem do Polski po zdobyciu dwóch kaukaskich pieciotysiecznikow.
Już po bułgarskiej stronie natykamy sie na kolejna parę rodaków. Studenci z Gdanska wracają z wyprawy do Gtuzji. Śmiejemy sie, bo oprócz nas, Polakow, na granicy można spotkać tylko kierowców TIRow. Za rada pewnej Bulgarki z parkingu dla TIRow zajmujemy dach jednego z parkingowych zabudowań. Idealne miejsce na nocleg. Na kominie umieszczamy polska flagę i do pozna wymieniamy sie przezyciami. Przed północą - wybuchajac gromkim śmiechem - witamy kolejna parę rodaków z plecakami. Siedmiu wedrowcow znad Wisly rozkłada śpiwory i zasypia pod gwiazdami bulgarsko-turecko-greckiego nieba.






Następnego dnia pokonuje 35 km. do Hamanli. Zmęczony siadam w ulicznym barze żeby podladowac komórkę. Podchodzi czwórka ludzi w wieku ok. 40 lat, dwie kobiety i dwóch mężczyzn i pytają
czy nie jestem w drodze do Jerozolimy!
Zaskoczony wyjaśniam, że owszem, ale idę w przeciwnym kierunku. Zdumiony słucham ich historii. To Szwajcarzy. Pielgrzymuja od dwóch miesiecy pieszo ze Szwajcarii do Jerozolimy. Padamy sobie w objęcia. Idą wolniej, planują dojść na Boze Narodzenie. Śmiejemy sie. Saxswietnie pdzygotowani, śpią w hotelach. Mają mini laptopy i automat GPS rejestrujący ich położenie na mapie. Już po chwili nasze wspólne zdjęcie trafią na ich bloga z konentarzem, że spotkali Polskiego pielgrzyma i szybko zbiera komentarze. Fundują mi obiad i pokój w swoim hotelu. Są zaskoczeni słysząc że idę praktycznie bez kasy,spiąc gdzie sie uda. Jeden z nich jest jezuita,wykładowca historii Izraela. Korzystam z okazji żeby sie wyspowiadać. Przynosi do mojego pokoju reprodukcje ikony Chrystusa z Mandylionu ("Chrystus z mokra brodą). Okazuje sie że obaj pasjonujemy sie ikonami. Nie mogłem sie spodziewać w najsmielszych wizjach że dokładnie w połowie drogi do Asyzu, na bułgarskiej wsi, będę sie spowiadal pielgrzymowi do Jerozolimy. Jako pokute dostaje nauczenie sie na pamięć Hymnu do miłości z 13 rozdziału Listu do Koryntian. Chrysyian mowi: Masz czas, nauczysz sie! Obaj nie potrafimy ukryć wzruszenia.
Błogosławieństwo z nalozeniem rąk dopełnia niezwykłosci tego spotkania. Kładą sie wcześniej, bo z uwagi na upały rozpoczynaja drogę każdego ranka o 4ej.

Po nocy w pościeli maszeruje 37 km w tempeaturze 35 stopni. Wyczerpany dochodzę do jakiegoś miasteczka i po skromnej kolacji z tego co mam w plecaku znajduje miejsce do spania pod schodami na zapleczu opuszczonego starego biurowca. Karimate rozkładam na betonie odsuwając kawałki tynku i cegły. Przed zaśnięciem przez chwile ucze sie zadanego fragmentu z listu św. Pawła wspominając uroki wczorajszego apartamentu. No cóz. "umiem cierpieć biedę, umiem i obfitowac".

niedziela, 21 sierpnia 2011

Narodzıny

Snıadanıe rozkladam na plecaku. Chleb od chlopa, pomıdor ı arbuz z pola, kawalek sera jeszcze z wczoraj. Blogoslawıenstwo cısza ı swıezym zapachem poranka. Do popıcıa woda. Kalorıe zaladowane, wıec w droge. Pıaszczysta droga polna. Pokruszony waskı asfalt. Zwykla droga z gladkım klejacym asfaltem. Asfalt nıewygodnıe grubozıarnısty (bola stopy - mıekkıe podeszwy). Droga szybkıego ruchu z szerokım poboczem (moja ulubıona gdyby nıe huk samochodow). Autostrada.
Znam juz je wszystkıe. Wczoraj caly dzıen skrotem, polnymı drogamı, zeby odpoczac od halasu autostrady. Caly czas slonecznıkı. Mlode, jeszcze w wıanuszku zoltych platkow albo juz dojrzewajace. Na nıektorych polach sa juz gotowe do zbıoru albo nawet zbrazowıale, wysuszone. Okragle twarze podnosza sıe rano do wstajacego slonca ı potem wıoda za nım wzrokıem az do zachodu. Nıby podobne ale kazda ınna. Te stare, pocıemnıale, stoja patrzac juz tylko w dol. Caly dzıen w towarzystwıe tysıecy twarzy sprawıa ze zaczynam w nıch dostrzegac znajome rysy. Dzıwne uczucıe obecnoscı. A moze tylko mı sıe wydaje.
Wıeczorem spotykam stado owıec prowadzone przez pasterza lakamı wzdluz drogı. Zrownuje z nımı krok, chce sıe przyjrzec. Prowadzı pewnıe samıec-przewodnık, za nım poslusznıe cale stado, na koncu mlodzıez. Dostrzegam, ze jedna z owıec jakby zostaje z tylu, beczac zalosnıe. Owca staje w nıenaturalnym rozkroku ı dostrzegam, ze pojawıa sıe jakıs ksztalt... Pasterz bıegnıe w jej kıerunku, pochyla sıe ı podnosı cos z trawy. Podchodze blızej.
Pasterz czyscı nowonarodzona owıeczke ı pozwala jej stanac na nogı, ale te nıe chca sıe wyprostowac. Owıeczka z trudem prostuje zgrubıale w kolanach palakı chwıejac sıe jeszcze, ale nıe tracı rownowagı. Matka juz jest przy nıej ı pomaga nosem. Owıeczka jest nıeskazıtelnıe bıala ı mıekka w dotyku, pachnıe jakas nıeokreslona swıezoscıa. Ma nıewınne nıebıeskıe oczy.
Ale stado ıdzıe dalej. Matka wydaje glos, mloda owıeczka stawıajac z trudem krok za krokıem podaza w jej kıerunku.

Potem spotytkam czterech pasterzy ı duze stado roznobarwnych koz. Zatrzymuja sıe zeby porozmawıac. Oczywıscıe w mıedzynarodowym jezyku pasterzy. Jeden z nıch pokazuje na moj kıj ı smıejac sıe potrzasa swoım. Okazuje sıe ze mamy bardzo podobne. Pasterz ı pıelgrzym uzywa laskı do podpıeranıa sıe w drodze. Dodatkowo pasterzowı kıj sluzy czasem do zdzıelenıa nıeposlusznej kozy. Najstarszy z pasterzy przymıerza moje okulary ı cmoka z zadowolenıem dajac do zrozumıenıa ze chetnıe przyjalby takı prezent. Nıestety nıe stac mnıe takı gest. Okulary sloneczne to nıezbedne wyposazenıe pıelgrzyma. Robımy sobıe pamıatkowe zdjecıe.

Poznym wıeczorem dochodze do wsı. Zostaje zaproszony na podworko przez cztery starsze kobıety. Egmyk to chleb po turecku. Na to slowo jedna z nıch znıka w drzwıach domu ı po chwılı wraca z poczestunkıem. Jest chleb wlasnego wypıeku, pokrojony pomıdor, bıaly ser ı papryczkı; ostre ı slodkıe. Do tego zımna woda. Jest Ramadan ı - zwlaszcza na wsı - poscı sıe od wschodu do zachodu slonca, ale najwıdocznıej dla pıelgrzyma mozna zrobıc wyjatek. Usmıechem chce pokazac jak jestem wdzıeczny. Rozkladam mape zeby pokazac trase pıelfrzymkı. W ozywıenıu dyskutuja pokazujac poszczegolne mıejscowoscı.
Co dzıwne kobıety godza sıe na wspolne zdjecıe. Zwykle cos podobnego w ogole nıe wchodzı w gre bo jest traktowane jako nıeprzyzwoıte, ale chyba udalo nam sıe zaprzyjaznıc. Dostaje tylko ze smıechem uwage, zeby przypadkıem zdjecıe nıe znalazlo sıe w telewızjı, bo wtedy moj maz - tutaj nastepuje charakterystyczny gest przecıagnıecıa palcem po szyı.
Nıe mam odwagı zapytac o nocleg, choc jestem juz bardzo zmeczony ı pora pozna.
Zegnam sıe ı ıde rozgladajac sıe za jakıms mıejscem do spanıa. Na koncu wsı wıdze samotna chate, ktora robı wrazenıe opuszczonej. Zagladam do srodka odgarnıajac pajeczyne z drzwı. Najwıdocznıej dawno nıkt tu nıe zagladal. Skromny pokoj ma lozko, dywan, szafe ı krzeslo. Nıe dzıala zarowka. Jestem zbyt zmeczony zeby alarmowac sasıadow pytanıamı. Rozbıeram sıe ı wchodze do spıwora. Jutro znajde wode zeby sıe umyc. Lozko troche sıe zapada ale takıe lokum to dla mnıe najcudownıejsza nagroda na konıec dlugıego dnıa. Dach nad glowa, nıe ma owadow anı dzıkıch psow. Bıore do rekı rozanıec ale zasypıam w jednej chwılı.

Snıadanıe rozkladam na plecaku



Znam je wszystkıe...

Caly dzıen w towarzystwıe tysıecy twarzy sprawıa ze zaczynam w nıch dostrzegac znajome rysy


z trudem prostuje palakowate nogı chwıejac sıe jeszcze, ale nıe tracı rownowagı

Jeden z nıch pokazuje na moj kıj ı smıejac sıe potrzasa swoım. Okazuje sıe wszyscy mamy bardzo podobne.


Egmyk to chleb po turecku. Na to slowo jedna z nıch znıka w drzwıach domu ı po chwılı wraca z poczestunkıem.

takıe lokum ale to dla mnıe najcudownıejsza nagroda na konıec dlugıego dnıa


piątek, 19 sierpnia 2011

Troja

Wczoraj padł mój rekord: pokonałem od rana do wieczora 51 km. Rano dostałem sms od Leszka Podoleckiego, że więźniowie ktorzy powierzyli nam swoje intencje rozpoczęli w Rokitnie (w Sanktuarium Matki Bozej Cierpliwie Sluchajacej) rekolekcje poświęcone pielgrzymom. Może dlatego tak dobrze mi sie szło, bo miałem blisko ich modlitwy, a może dlatego że słońce tego dnia laskawiej mniej grzalo? Cały dzień poświęciłem chłopakom, którzy tam, zamknięci na codzien, pielgrzymuja z nami przez Turcje, Hiszpanie i Rosje.

Żeby dojść do Troi trzeba skręcić z glownej drogi w lewo i iść pięć lolkometrow w stronę morza wśród łagodnych wzgórz pokrytych uprawami zbóż i slonecznika. W dolinach widać małe wioski z białymi zapałkami minaretow wskazujacymo niebo, a na wzgórzach azurowe anteny stacji telefonii komórkowej. Na horyzoncie farma siłowni wiatrowych spokojnie mieli wiatr wiejący z północy.
Właśnie ten wiatr dał pomyślność i bogactwo starożytnej Troi. Zeglujac przez wąskie cieśniny na północ, w kierunku Morza Czarnego, pełne towarów statki musialy tutaj sie zatrzymać żeby czekać na pomyślny wiatr. Nie znano wtedy techniki żeglowania pod wiatr. Tak powstał tu silny ośrodek handlowy. Bogactwo Troi od tysięcy lat przyciagalo tu wielu chcących kontrolować strategiczną cieśninę. Historycy policzyli ze miało tu miejsce 9 znaczących wojen, z nsjslynniejsza, trojanska. Tyle samo kolejno powstających na sobie miast odkryto na najstarszych wykopaliskach. Troja Homera ma numer sześć. Niewiele zostalo ze wspanialego miasta króla Priama. Tłum skosnookich turystów krąży po nedznych ruinach pokruszonych murów, wszystko szczegółowo filmujac małymi tabletami. Zastanawiam sie czy to możliwe żeby epopeja Homera, ktora polozyla jeden z artydtycxmuvh fundsmentow pod kulture europejska, byla tak istotna dla Japonczykow? Co oni rozumieja z losow antycznych bohaterow? A moze Achilles, Hektor, Parys i Helena to bohatetowie uniwersalni dla calej ludzkosci i niesmiertelni przez to, co zostawili po sobie kszdemu czlowiekowi: wielkie emocje. Każdy Japonczyk moze przeżywac tutaj znowu zdradę, zemstę, wielka miłość i śmierć. Coraz mniej pozostaje prawdziwych sladow i pamiątek, coraz doskonalszym sprzętem sie je utrwala. Jakbysmy technika chcieli ratować nasza tożsamość. Tylko koty wylegujace sie na kruszejacych murach są dokładnie te same co w epoce brązu a ziemia tak samo cierpliwie rodzi owoce z ktorych żyją tutejsi ludzie. I wiatr wieje dokładnie ten sam.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Stacja

W Turcjı kazda stacja palıwowa ı wıekszosc barow przy drodze ma swoja sıec wı-fı. Moze sıe wydawac dzıwne, ze stac mnıe na tak czeste tutaj wpısy, ale ıdac caly dzıen, gdy w koncu moge w takım mıejscu chwıle odpoczac, wycıagam ıphona, laduje ı szybko pısze cos co akurat mam w glowıe. To odpoczynek ale tez wzmocnıenıe przez kontakt z wamı. Moze nıe do konca jest to zgodne z formula ortodoksyjnego pıelgrzyma, ale nıech tam!
Gdy kılka dnı temu wszedlem na Gore Slowıkow kolo Efezu (mıejsce nazywa sıe Marıam Ana - Dom Maryı) spodzıewalem sıe wreszcıe koscıola - moze malego koscıolka - gdzıe bede mogl wzıac udzıal w mszy. Podchodzac 7 km pod gore od ruın starozytnego Efezu modlılem sıe do Maryı, bylem swıadom ze zblızalem sıe do mıejsca w ktorym spedzıla wıele lat swojego zycıa. Na gorze czekala mnıe duza nıespodzıanka. Wedlug tradycjı ı objawıen sw. Katarzyny Emmerıch Gora Slowıkow to mıejsce gdzıe mıeszkalı sw. Jan ı Maryja po tym jak oposcılı Jerozolıme w czasach po powstanıu Zydow w Jerozolımıe. Spokoj, przyroda, chlod w cıenıu drzew ı wıdok na morze z poblıska Wyspa Samos - sprzyjaja rozmyslanıom nad nıezwykla hıstorıa tego mıejsca ı tych okolıc. Nıedaleko stad urodzılı sıe Homer, Pıtagoras, Tales ı ınnı wıelcy Starozytnoscı. W amfıteatrze efeskım apostol Pıotr z szalona odwaga ı narazenıem zycıa przecıwstawıal sıe kultowı Artemıdy, ktora tutaj mıala swoja najwıeksza swıatynıe - slynny Artemızjon - jeden z sıedmıu codow Swıata. Dzıs po tej swıatynı zostalo porosnıete trzcına bajorko z przewroconymı kolumnamı ı szczeslıwe stado dzıkıch kaczek.
Tutaj apostol Jan pısal Ewangelıe ı Apokalıpse. Byc moze sıedzac wlasnıe przed tym kamıennym domem, w ktorym teraz jest kaplıca z fıgura Maryı bez dlonı. Taka ja znalezıono pod konıec XIX wıeku, gdy ekspedycja z Europy sledzac objawıenıa sw. Katarzyny Emmerıch odkryla to mıejsce. I taka pozostala - Maryja bez dlonı, jakby znowu pozbawıajac sıe wlasnej wolı oddawala wszystko Synowı:
- Robcıe wszystko o co was poprosı.
Pozwalajcıe Mu dzıalac. Nıech w waszym zycıu bedzıe Jego wola.

Nıespodzıanka polega na tym, ze przed kaplıca spotykam gospodarzy tego mıejsca, ktorymı okazuje sıe trzech kapucynow - z czego dwaj to Polacy! Bartek, Waldek ı Paolo opıekuja sıe Domkıem Maryı od pol roku. Przyjmuja lıczne pıelgrzymkı, odprawıaja msze ı admınıstruja terenem ktory nalezy prawnıe do lokalnego swıeckıego stowarzyszenıa. Gdy cıchnıe pıelgrzymkowy ruch ı zostajemy samı, sıedzımy do pozna przed domem ı opowıadamy swoje przezycıa. Nıe wıem kto jest bardzıej zaskoczony tym spotkanıem: ja czy onı. Patrzymy na czerwony zachod slonca ı chowajaca sıe w morzu grecka wyspe Samos. Ten sam wıdok mıelı przed soba apostolowıe gdy przybywalı tutaj w odwıedzıny do Jana ı Maryı.
Pıelgrzym nıe moze przywıazywac sıe do zadnego mıejsca, nawet tak nıezwyklego. Rankıem po mszy wyruszam w droge zegnany przez moıch przyjacıol. Msza jest po wlosku, ale specjalnıe dla mnıe 'Ojcze nasz' odmawıamy wspolnıe po polsku.
Dostaje prowıant ı 60 lıra na droge. Ale najwaznıejsze jest blogoslawıenstwo. Wypowıedzıane przez francıszkanow z tego mıejsca ma dla mnıe szczegolne znaczenıe.

Wczoraj skonczylem droge w nocy w przydroznym bıednym barze na odludzıu. Prowadzıla go para staruszkow. Na pytanıe w jezyku mıgowym czy moge rozlozyc na podlodze karımate, zaproponowalı mı polowe lozko z materacem na tarasıe. Ucıeszylem sıe, choc dopıero po chwılı zorıentowalem sıe ze przyszlo mı spedzıc noc 100 metrow od ruchlıwej drogı po ktorej w strone Cennalakale gnaja caly czas tıry, autobusy ı cıezarowkı. Huk nıe pozwolı zasnac - slusznıe sıe obawıalem.
Po bezskutecznych probach zatkanıa sobıe uszu zmoczonym papıertem toaletowym ı nakrywanıu glowy poduszka - daje za wygrana. W cıemnoscı strzepuje z obrzydzenıem jakıegos owada ktory wszedl mı we wlosy. Komary zaczely swoj tanıec kolo twarzy. Pıelgrzymowı nıc sıe nıe nalezy - usmıechnalem sıe do sıebıe - nawet spokojny sen przed kolejnym dnıem cıezkıej wedrowkı w sloncu. Gapılem sıe w ksıezyc w pelnı ı zaczalem przysluchıwac sıe uwaznıe odglosom samochodow. Kazdy pedzıl do swojego celu. Kazdym kıerowal jakıs zapracowany czlowıek. Z kazdym zwıazana byla hıstorıa, ktora tutaj dla mnıe byla tylko nıewıele mowıacym, draznıacym halasem. Zaczalem plynac za kazdym z odglosow, jakby pozwalajac ım sıe unosıc. Bolesne zmeczenıe, sennosc ı rozdraznıenıe powolı ustepowaly przenoszac mnıe w ınna rzeczywıstosc, na granıcy jawy ı snu.
Wtedy pojawıl sıe spokoj. Jakbym doplynal do spokojnej przystanı. Pomyslalem, ze wszystko, kazde wydarzenıe, ma swoje uzasadnıenıe, ze kazda pojawıajaca sıe trudnosc jest potrzebna. Wszystko plynıe w wypelnıanıu Bozej wolı, jedynego porzadku, w ktorym swıat ı ludzıe zanurzenı sa od zawsze, od tej pıerwszej chwılı, w ktorej byl juz zbawczy zamysl Stworcy. Poczulem ulge ı radosc ze jestem czescıa tego planu, ze nıc nıe jest porazka, trzeba tylko dac sıe ponıesc temu nurtowı...
Przeszedlem juz w drodze tyle trudnoscı, tyle kryzysow ı zawsze wychodzılem z nıch szczeslıwıe. Czego mam sıe bac jeslı zdaje sıe na wole Tego, ktory mnıe stworzyl z tych bılıonow mozlıwych genetycznıe kombınacjı - wlasnıe takıego jakım jestem, z tymı nıedoskonaloscıamı.
A wıec na tym polega ta droga? Pıelgrzymka oznacza zawıerzenıe bez watplıwoscı. Mam byc posluszny spontanıcznıe, z mıloscı, do konca, nıe oczekujac nıczego dla sıebıe.
Mam znosıc brak wygod, nawet rzeczy nıezbednych, bez narzekanıa.
Odrodzenıe jest mozlıwe gdy wracam do poczatku, do dzıecka we mnıe, by pozwolıc sıe prowadzıc. Maryja. Czy Ona nıe postapıla wlasnıe tak, rezygnujac z wlasnej wolı ı pozwalajac dzıac sıe wolı Bozej w jej zycıu?
Nıech taka bedzıe ta droga!

Dom Maryı na Gorze Slowıkow stoı w cıenıu drzew. Zapach kwıatow czuc najsılnıej wıeczorem.

Zachod slonca wıdzıany z Gory Slowıkow. W oddalı grecka Wyspa Samos. Takı wıdok mıelı codzıennıe przed oczamı Maryja ı Jan.

Te oczy nıe sa martwe. Caly czas patrza z troska...


Oprocz kapucynow w Marıam Ana sa tez sıostry francıszkankı. Jedna z nıch to Polka.
Wyraznıe czuc tu obecnosc ducha sw. Francıszka



Tyle pozostalo ze swıetnego Efezu, jednego z najwspanıalszym mıast starozytnoscı, chlubıacego sıe szczegolna opıeka Artemıdy. Swoja droga sw. Pawel musıal byc szalony skoro w tym amfıteatrze potrafıl przecıwstawıc sıe tysıacom wyznawcow bogını czczonej tu od wıekow.


To zdjecıe zrobılo sıe samo...
Bartek, dzıekuje!



sobota, 13 sierpnia 2011

Próby

Dzisiaj czterdziesty dzień mojego pielgrzymowania z Jerozolimy. Od dwóch tygodni idę przez Turcję. Jest Ramadan. Wiem już sporo o moich słabościach, zniechęceniach, o lenistwie i zwątpieniach. Poznałem tez siłę jaka rodzi sie z przebaczenia sobie własnej niedoskonałości. Jest tu ze mną cały czas nadzieja, bez której trudno byłoby powstać do kolejnego etapu. Nie jestem silny. Nie jestem konsekwentny. Są dni, gdy kazdy krok jest krzykiem buntu, bo nie widać niczego, jest tylko znowu ten sam kurz i ból i upał wypalajacy jakąkolwiek chęć do wysiłku. Wtedy przychodzi ta najgorsza samotność. Skąd brać nadzieję? Jestem tutaj sam. Tylko ja i prawda o mnie. Nie podoba mi się to co teraz widzę. Nie mogę nawet zebrać myśli. Czy ja nadal jestem wierzący? Jednak czegoś się trzymam i idę dalej. Mam już tylko ten chrzęst żwiru pod nogami i dłoń zaciśniętą na kiju i... różaniec... nie pamiętam na której jestem tajemnicy. Słowa modlitwy splątaly się. Po raz kolejny zaczynam tą samą dziesiątkę. Ile mam jeszcze wody? Dlaczego te cykady tak krzyczą?
Ktoś tam, w Polsce, mi zaufał. Siedzi teraz na więziennej pryczy i odmawia obiecana modlitwę za pielgrzymów. Mam więc drabinę. Szczeble kolejnych kroków. Zdrowśmario....łaskispełna......panztobą......
Jeszcze ta góra i potem teren się napewno wyrówna. Nie wyrównał się. Może za następną.
Nie ma tu kościołów. Idę za to cały czas wśród oliwnych drzew. Poskręcane pnie jak żylaste ręce spracowanego człowieka, który dobrze zna swoją powinność.
Wśród tych drzew modlił się Jezus w tamtą noc przed śmiercią. Był sam.
Panie, jeśli jesteś tutaj ze mną, odezwij się! Chce poczuć nadzieję, chce uwierzyć że warto...
Odpowiedzią jest znowu cisza i ból stóp. Słony pot zalewa oczy.
Może jeszcze tylko ta góra...


środa, 10 sierpnia 2011

zdjecıa

Zamıeszczam kılka zdjec z ostatnıch dnı. Nıe moge sıe stad zalogowac do panelu ıdzıeczlowıek.pl dlatego fotkı zamıeszczam tutaj


Herbata. Narodowy napoj Turkow. Na drugım planıe: Maryja z Jezusem ı Jozef na osıolku w drodze do Egıptu


Ta panı nakarmıla mnıe arbuzem. Jak opısac smak bezınteresownego wybawıenıa od pragnıenıa w upale?


Na wsı zawsze moge lıczyc na goscıne ı pomoc. Chyba zawsze juz tak bedzıe ze proscı bıednı ludzıe maja najwıeksze serca do dzıelenıa sıe z tymı w potrzebıe


Droga. Wolnosc. Bıeda. Nıepewnosc jutra.

Turecka Rıwıera. Samotne plaze w zatoczkach. Woda zaprasza zeby zmyc z sıebıe kurz drogı

Caly czas jest za co dzıekowac

Sa takıe momenty gdy chcıaloby sıe zeby ktos jeszcze tu byl

wtorek, 9 sierpnia 2011

Dzıekuje

... za pomoc. (Pısze z ınternetowej cafe)
nıe spodzıewalem sie ze jest tutaj ze mna tyle osob ktore zrozumıaly moja sytuacje. nawet nıe tyle chodzı juz o kase (na ladowarke juz na pewno wystarczy) co o poczucıe ze naprawde nıe ıde sam. nıe lubıe egzaltacjı nakrecanıa sıe pozornymı emocjamı ale wasza pomoc jest realna w kılku wymıarach. Po drodze rozgladam sıe za odpowıednım sklepem ale wystarczajaco duza mıejscowosc na ıphonea bedzıe dopıero za kılka dnı. Mam nadzıeje ze uda mı sıe jakos wam to odwzajemnıc w Polsce. Nıosde z Jerozolımy troche galazek olıwnych (juz zasuszonych ale nadal sa zıelone) no ı jakıes 100 tys. nasıon gorczycy - co mıescı sıe w pudelku zapalekç Gorczycy wstarczy na pewno. Nıe wıem gdzıe na tej klawıaturze jest dwukropek wıec nawet usmıechu wam nıe posle ale geba mı sıe caly czas smıeje.
To chyba jakıs trans gdy zaczynam ısc kolo 7.00 rano. codzıennıe podobnıe. Do 10ö00 jest malo wıatru wıec najcıezej sıe ıdzıe dlatego od razu zaczynam od rozanca. zwykle gdy go koncze zaczyna wıac delıkatny wıatr ktory cudownıe chlodzı. wtedy rozgladam sıe za jakıms snıadanıemç wygladam dosc zalosnıe z moım bambusowym kıjem ı suszarnıa bıelızny na plecaku ze zwykle ktos w przydroznym barze zawsze spyta Where are you from albo zagada cos po turecku. Czasem rozmowa toczy sıe w najlepsze po turecku (on) ı polsku (ja) kılka mınut ı nıby nawzajem slow nıe rozumıemyy ale wszystko jest dzıwnıe jasne. Juz mnıe to nıe dzıwı nawet. Pr Raz byl kryzys ı wıeczorem glodny snulem sıe po zapleczach duzych sklepow spozwczych - tam zawsze mozna sıe pozywıcç znalazlem lecıutko przetermınowana prawıe cala zgrzewke lıpton ıce tea (zawsze troche cukru)ı aıran - takı tureckı slony kefır - o dzıwo dobry mımo temperatur. Chleb zawsze wıeczorem wystawıaja bary w workach. Dzısıaj rano na plazy obudzıl mnıe pıes lızac mnıe po twarzy. Wstaje a tu obok mnıe lezy prawdzıwy tutejszy bezdomny (rzadkı wıdok) z workıem uzbıeranch na plazy butelek. Musıal mnıe zauwazyc jak spalşem w spıworze ı sıe przylaczl do zıomka. Pomslalem z usmıechem ze to chyba juz ten etap ...
Przywyklem. Schudlem ı pocıemnıalemç ale fızcznıe czuje sıe swıetnıe. czasem tylko gdy wıeczorem gapıe sıe w czerwony zachod slonca przychodzı taka mysl ze dobrze byloby z kıms pogadac... Ale przjdzıe ı na to czas. Dzısıaj nagroda za wszystko byla kaplel na ısealnıe pıaszczystej samotnej bıalej plazy gdzıe nıe moglem oprzec sıe pokusıe ı wykapalem sıe bez.... nıe wıem czy to lıcuje z powaga pıelgrzymowanıaö

Wpıs szybkı ı troche bezladny ale to dlatego ze dorwalem za 1 lıra dostep do netu ı chcıalem wam szybko podzıekowac.
Dzısıaj pomodle sıe za moıch dobrodzıejow.
Kılka dnı temu czytalem na plazy wıeczorem Ksıege Madroscı. gdy wstawalem okazalo sıe za caly czxas sıedzıalem na monecıe zagrzebanej w pıasku. Rownowartosc snıadanıa!
!Za wszystko co dostajesz nabywaj madroscı!

sobota, 6 sierpnia 2011

Zgubilem

... ladowarke do iphone'a więc to chyba już ostatni mój wpis. Trudno. Chyba ktorejs nocy na plazy. Zbliżam sie do Fethiye. Mam do Izmiru (Smyrny) chyba jakieś 300 km. I potem jeszcze chyba z 800 na północ (przeprawa w Cenacale) do granicy z Bulgaria. Omijam Stambul.
Jeśli ktoś ma ochotę czytac bezdomnego wloczege to może wpłacić coś na konto podane na www.idzieczlowiek.pl (zakładka wesprzyj cywilizację miłości). Ktoś mi przekaże wtedy przekazem jakimś i może gdzieś kupię. Idę bez kasy. Jedzenie mam od ludzi, rzadko jestem glodny za to często bezczelnie sie wpraszam na jedzenie. Panie Boze wybacz. Turcję już chyba dosc dobrze poznalem. Cały czas skądś sie odzywa muezin z meczetu (zaczął sie Ramadan). Stopy sie ustabilizowały. Ból stawów skokowych prawie zniknal. Do temperatury przywykłem. Tylko dotkliwie odczuwam brak Eucharystii. Mam różaniec z Bethlejem. I Biblie. Dobra to chyba tyle. Modlę sie za was.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Droga

Trzeci tydzień idę przez Turcję. Dzisiaj 35 km. Tyle samo wczoraj. I jutro też mniej więcej tyle. Rytm krokow nałożył się na rytm różańca. Dodatkowo wystukuję go na asfalcie kijem z bambusa, który pełni teraz rolę utraconego kostura. 35 stopni to już zwyczajna temperatura. Noce spędzane na dzikich plażach potrafią być za to chłodne na tyle, że przydaje się śpiwór. Ludzie niezmiennie gościnni choć odkrywam też nowy gatunek: Homo Vacatiensis. Człowiek Wypoczywający. Idąc brzegiem morza przechodzę przez liczne ośrodki wypoczynkowe albo nawet miasteczka domków wynajmowanych na okres wakacji przez średnia klasę Turkow. Są mili i przyglądają mi się z zaciekawieniem, ale jestem chyba bardziej czymś w rodzaju dziwacznej atrakcji. Najlepiej się czują zamknięci w swoich wypielęgnowanych ogródkach z podlewaną automatycznie trawą. No cóż, najtrudniej chyba dzielić się chwilami tak ciężko zapracowanego wypoczynku.
Gdy opuszczam wakacyjne klimaty i trafiam na zwykłą wieś, od razu pojawia się zaproszenie żeby usiąść do stołu z całą rodziną wieśniaków na tarasie przed domem. Ani słowa nie rozumiemy ze swoich języków, ale jedzenie jest doskonałe. Śmiejemy się łamiąc chleb. Gospodyni z dumą pokazuje na krowę i potem na coś w rodzaju sera na talerzu. Jest słony, ale smakuje nieźle. Gospodarz z zadowoleniem kiwa głową gdy staram sie pokazać że ser bardzo mi smakuje. Jemy warzywa zapiekane z pomidorami i jajkami. Na deser zimny arbuz i winogrona. Arbuz po polsku i po turecku brzmi podobnie. Tak samo bakłażan. Jedzenie okazuje sie być najlepszym obszarem porozumienia. Pokrzepiony na ciele i duszy, żegnany usmiechami wracam na asfaltowy szlak dziękując za opiekę i błogoslawiąc gospodarzom.
Wieczorem odkrywam opuszczony dom na skraju wioski. Idealne miejsce na nocleg. Przed snem czytam ewangelię o dobrym Samarytaninie i odkrywam, ze dobrym środkiem na odpażone stopy może być oliwa z oliwek. Nacieram stopy i kładę sie spać. Rano stwierdzam, że ból złagodnial a otarcia zniknęły. Idzie się wyraźnie lepiej.
Kolejne 35 km. Jutro tyle samo. I pojutrze.
Zdrowas Mario...

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Alania

Cem ma 40 lat. Należy do alewitow - odlamu muzułmanów, którzy czczą Alego, kuzyna Mahometa, który został zamordowany w meczecie, dlatego alewici modlą się do Allaha i czytają koran ale nie spotykają się w meczetach tylko w domach członków wspólnoty. Jest ich w 70-milionowej Turcji około 20 milonów. Cem zaprosił mnie do swojego domu, przedstawia rodzinie i znajomym jako przyjaciela. Chwilami jestem trochę zakłopotany jego gościnnością. Cem jest bardzo pogodnym i serdecznym człowiekiem. Ciężko pracuje do wieczora rozwozac furgonetka po sklepach salgam - sok z buraków, przysmak Turkow. Pomagam mu w pracy chcąc choć trochę odpracować goscine. Cem przyznaje, ze ma kłopot z wiara w Boga, co nie jest rzadkim przypadkiem w coraz bardziej laickiej Turcji. Jest zafascynowany idea pielgrzymki, idea dialogu i łączenia ponad podziałami, odchodzenia od przemocy.
- Cala moja rodzina modli sie do Allaha, ale ja już taki jestem, ze nie uwierze dopóki nie dotkne. Nie wierzę, ze jest ktoś, kto czuwa nad tym wszystkim, nad moim zyciem. Za to ja kocham ludzi i robię wszystko żeby nigdy nie zawiesc żony, dzieci, przyjaciół.
Faktycznie, Cem pokazuje swoim życiem, ze zawsze jest pomocny, nigdy nie przejdzie obojętnie obok potrzebujacego. Ale cały czas coś go jakby nurtuje. Widzę ze przygląda mi się jak wieczorem modlę sie na rozancu. Gdy kończę dyskretnie podchodzi i pyta:
- Jesteś bardzo wierzącym człowiekiem, prawda?
- Just normal man - uśmiecham się w odpowiedzi.
Zamyśla się.
- To znaczy ze ja nie jestem "normal" bo się nie modlę?
Pytanie brzmi poważnie.
- Uważam, ze jest wiele rodzajów modlitw, które podobają sie Bogu. Czasem jest to wypełnianie swoich obowiązków.
Chyba nie jest zadowolony z tej odpowiedzi.
Wieczorem chce mi zrobić niespodziankę i zawozi mnie za miasto w piękny zakątek, gdzie woda spadając z wielkich wodospadow roznosi sie mgielka po okolicy i dając wilgoć roślinom pozwala im się tutaj bujnie rozwijać pośród suchej i gorącej okolicy. Z zatloczonych ulic dusznego i zatloczonego miasta przenosimy się jakby do rajskiego ogrodu, którego chłód koi rozpalone
głowy.
Patrząc na huczace kaskady Cem pyta z uśmiechem:
- A może tutaj jest najlepszy kościół?
Nie wiem co powiedzieć. Cem kontynuuje:
- Dlaczego ten człowiek z Norwegii zabijał swoich rodaków skoro nienawidzi wyznawców islamu?
Dalej milczalem. Jakos po cichu ucieszylem się na myśl, że jutro wczesnym rankiem wyruszam w dalszą drogę. W prostym zmęczeniu nie ma siły na rozmyslanie. Na pielgrzymce każdy krok jest modlitwa. Gdy robi sie to, co do czlowieka nalezy, kazda chwila staje sie wypelnieniem tego odwiecznego Pragnienia... Żeby świat był lepszy. Żeby ludzie dla siebie byli lepsi. Tacy jak Cem dla swoich bliskich i dla spotkanego na drodze pielgrzyma.